fbpx

Nowa Lewica

image_intro_alt

Liberadzki: Tylko promów żal…

Centralny Port Komunikacyjny im. Solidarności… Olbrzymi węzeł transportowy usytuowany między Łodzią w Warszawą – z lotniskiem pięć razy większym niż Lotnisko Chopina, 4 pasami startowymi, spięty z resztą Polski autostradami i szybkimi pociągami. Dojazd z największych miast Polski nie dłuższy niż 2,5 godziny. Koszt – 3,5 mld. zł. przez 10 lat. Docelowo lotnisko ma być zdolne do obsługi 100 mln pasażerów rocznie… 7 listopada 2017 r. ten fantastyczny plan przyjęty został przez Rady Ministrów. 2 czerwca 2018 specjalną ustawę podpisał prezydent Andrzej Duda. „Port Solidarności” ma być otwarty w 2027 r.

Po koniec kwietnia tego roku, na dwa tygodnie przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, pan premier Morawiecki opowiadał słuchaczom Radia Maryja, że Centralny Port Komunikacyjny może być biznesowym i komunikacyjnym sercem Polski. CPK kojarzył mu się też chyba z kołem rowerowym, bo uciekł się do takiej metafory: „Centralny Port Komunikacyjny i dziesięć szprych, czyli arterii kolejowych odchodzących od tego Centralnego Portu Komunikacyjnego”…

No i właśnie z tymi „szprychami” jest kłopot, chyba. Dowiadujemy się oto („Puls Biznesu”), że w sprawozdaniu ze swej działalności PKP Intercity zamieściły katalog zagrożeń dla stabilnego funkcjonowania spółki. Zaskoczeniem na tej liście jest ryzyko, jakie dla firmy PKP Intercity niosą plany budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego.

PKP Intercity obawiają się, że będą musiały kupić nowe pociągi oraz wykosztować się na modernizację infrastruktury kolejowej, gdyż wedle zapowiedzi mają to być połączenia superszybkie. Są to przedsięwzięcia „przekraczające możliwości PKP Intercity”, napisano. To oznacza ni mniej, ni więcej, że pierwszy po porcie lotniczym filar, na którym zbudowana jest cała konstrukcja tego nowoczesnego hubu komunikacyjnego, jeszcze nie powstał, a już się chwieje. Obawy zgłoszone publicznie przez PKP Intercity każą też wątpić w całość prezentowanych opinii publicznej wyliczeń. Wskazują bowiem, że rząd ogranicza się być może tylko do kosztów budowy samego lotniska, a ono, bez tak reklamowanej i obiecywanej nowoczesnej infrastruktury kolejowo-drogowej, będzie wiecznie deficytowym molochem.

Przenieśmy się na północ Polski, konkretnie do Stoczni Szczecińskiej. 23 czerwca 2017 r. na pochylni „Wulkan” oglądaliśmy uroczystość przybicia stępki pod budowę nowego promu dla Polskiej Żeglugi Bałtyckiej.

– Przyjechaliśmy tutaj, mówił ówczesny wicepremier i minister finansów, Mateusz Morawiecki – żeby dać z powrotem nadzieję na rozwój Stoczni Szczecińskiej i dać konkretne zamówienia, stworzyć popyt na statki. Może też na okręty, które będą tutaj budowane. Jest to dla nas kluczowa część całej wielkiej strategii reindustrializacji Polski, polskiej gospodarki.

Występujący zaś w imieniu premier Beaty Szydło minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk, dodawał: – Konsekwentnie realizujemy rządowy plan odbudowy przemysłu stoczniowego, który stanowić ma koło zamachowe dla całej polskiej gospodarki…

Goście wyjechali, stępka rdzewiała. Potem okazało się, że to nie żadna stępka, tylko element wzięty z nieodległej fabryki morskich elektrowni wiatrowych. To „coś” nie tylko, że nie było żadnym elementem promu, ale promu nawet z dużej odległości nie oglądało. Potem na wierzch wychodziły inne zawstydzające fakty – nie było projektu, nie było pieniędzy, nie było fachowców, a przede wszystkim takie promy w Chinach, Tajlandii, czy w Korei robi się taśmowo i za pół ceny…

Po dwóch latach, kiedy prom powinien być wodowany, dając początek reaktywacji polskiego przemysłu stoczniowego, na pustym placu w stoczni szczecińskiej znów pojawił się pan Marek Gróbarczyk – ciągle minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej. Oznajmił, że prom ma pewne opóźnienie (2 lata!), ale mimo wszystko będzie budowany, tyle, że wedle gotowego projektu kupionego na rynku. Podobno dogrywane są szczegóły wynikające z praw autorskich.

Być może tak, być może nie. Nauczyliśmy się nieufnie podchodzić do takich zapewnień. CPK i nowoczesne, polskie promy morskie, to, jak się okazuje, może projekcja marzeń w oprawie propagandy sukcesu. W przypadku lotniska na 100 mln. (sic!) podróżnych, to może i lepiej. Gigantomania na etapie planów jest co najwyżej śmieszna. Ale promów żal…

Prof. Bogusław Liberadzki, eurodeputowany SLD

Newsletter

Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do naszego newslettera!
W związku z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) nr 2016/679 o ochronie danych, wyrażam zgodę na gromadzenie, przetwarzanie oraz wykorzystywanie przez Nową Lewicę przekazanych przeze mnie danych osobowych w celach informacyjnych i promocyjnych związanych z działalnością Nowej Lewicy w celach administracyjnych na użytek newslettera, w szczególności wyrażam zgodę na otrzymywanie drogą elektroniczną newslettera oraz informacji o przedsięwzięciach organizowanych lub współorganizowanych przez Nową Lewicę, a także informacji o bieżących wydarzeniach politycznych. Czytaj dalej...
Polityka prywatności | Polityka cookies © 2021 Nowa Lewica. Projekt i wykonanie: Hedea.pl

UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Rozumiem